Świadectwo Damiana - owoc wylania Ducha Świętego
Minęły może dwie minutki i ja byłem już w innym świecie, nic nie miało już znaczenia, nie obchodziło mnie to, że stoję tam już dobre kilkanaście minut, przestało mieć znaczenie to czy znajomi patrzą, to, że się trzęsę, nic już nie było ważne. Nie czułem ręki Justynki na moim sercu, czułem jak moje lęki, uczucia, emocje, całe moje serce jest w jej malutkiej dłoni. Nie jestem w stanie oddać słowami chociażby ułamku tej błogości jakiej wtedy doznałem i niech nikt nie myśli, że to są tylko tanie, puste, ładne słowa, naprawdę brak mi słów aby opisać to co wtedy czułem. Nie zapomnę tego uczucia do końca życia.
Na imię mam Damian i mam 24 lata. Od siedemnastego roku życia notorycznie nadużywałem alkoholu. Wszystko było super miałem pracę, kończyłem liceum, studia licencjackie więc nie widziałem w tym nic złego, że pomiędzy tymi zajęciami upijałem się. Problem zaczął się wtedy, gdy pojechałem na studia magisterskie do Krakowa, wcześniej decydując się na podpisanie abstynencji od alkoholu. Szybko dotarło do mnie, że bez alkoholu nie potrafię już funkcjonować w społeczeństwie. Suma sumarum musiałem zrezygnować ze studiów, ponieważ nie byłem w stanie wygłosić żadnego referatu, na samą myśl cały się trząsłem, nie dałem rady nawet z ławki wydusić z siebie słowa, drżały mi dłonie i głowa. Prędzej dostałbym ataku epileptycznego niż coś byłbym w stanie powiedzieć. W każdej stresującej sytuacji, lub gdy byłem w centrum uwagi trząsłem się...
Dotarło do mnie, że sam sobie z tym nie poradzę, zacząłem jeździć na różne Msze o uzdrowienie i uwolnienie, byłem na indywidualnej modlitwie u księdza egzorcysty, wcześniej jeszcze byłem na stadionie narodowym, na wydarzeniu Jezus na stadionie z o. Bashoborą, ale w żadnym z tych miejsc nic się nie działo... Zawsze chciałem, żeby Jezus przez księdza powiedział coś co wiedział bym tylko ja, żebym uwierzył, chciałem mieć jakiś dowód w postaci słowa, coś co dotyczyłoby mnie coś o czym nikt inny nie wiedział, ale nic takiego się nie stało. Na wielu Mszach ksiądz mówił o czymś co dotyczyło mnie, ale tłumaczyłem sobie to tak, że może tu być wiele takich osób np. palących czy pijących itd. Nie doczekałem się takiej sytuacji, ale Pan zrobił coś o wiele większego niż słowo, ale po kolei :) 18 kwietnia trzeci raz podpisałem abstynencję od alkoholu tym razem na 8 mies.
Dowiedziałem się, że w Nowym Targu są rekolekcje prowadzone przez W. Wilka, nazwisko nic mi nie mówiło, ale myślę sobie pójdę parę razy, zobaczę co się dzieje, nie zaszkodzi mi.
Były uzdrowienia, ludzie dawali świadectwa, ale jak to ja, zawsze trochę z dystansem do tego podchodziłem, tzn. wierzyłem, że Jezus uzdrawia, ale nie miałem wiary, że Jezus może dotknąć mnie. Dnia 23 maja przystąpiłem do generalnej spowiedzi z całego życia, a 25.05.2015 r. był ostatnim dniem rekolekcji i miała być modlitwa o wylanie Ducha Świętego. Poszedłem, Witek mówił, żebyśmy przed wylaniem Ducha Świętego, pomodlili się jeszcze, aby Duch Św. wskazał nam osoby, którym jeszcze nie wybaczyliśmy i przytoczył historię jakiejś kobiety, której podczas takiej modlitwy ukazało się sześć osób. którym jeszcze nie przebaczyła, myślę sobie no na pewno mi się tu jakieś osoby będą pokazywać. Tak jak myślałem nie pokazał mi się nikt, lecz ku mojemu zdziwieniu od razu w głowie pojawiły mi się trzy nazwiska, w tym lekarza co operował mnie w dzieciństwie, o którym myślałem, że dawno zapomniałem, a jednak jeszcze chowałem do niego urazę. Przebaczyłem tym osobom i pomyślałem, że może dziś nie będzie tak jak zawsze. Później Witek mówił, że modlitwa o wylanie Ducha Św. Będzie nad każdym z osobna, myślę sobie to raczej nie idę, tyle ludzi, kamera, mnie tam zacznie trzepać ze stresu i po co mi to.
Jednak zdecydowałem, że idę, prosiłem tylko Jezusa (Witek wcześniej mówił, że podczas modlitwy możemy różnie reagować: ktoś może się śmiać, ktoś płakać, jeszcze inny się trząść lub stać bez ruchu itp.), że jak mogę sobie wybrać to chciałbym stać nieruchomo i niech się resztę dzieje co chce. Dotychczas właśnie, będąc na Mszach gdzie miały miejsca Spoczynki w D. Św. zawsze bałem się i prosiłem Boga żeby tylko mi się nic nie działo. Nie rozumiałem tego, że to właśnie o to chodzi żeby się coś działo:)
Minęło parę godzin, bo jak zwykle stałem na końcu kolejki, nigdzie mi się nie spieszyło im mniej ludzi zostanie w kościele tym lepiej dla mnie. Powoli zbliżałem się do par wstawienniczych. Widziałem chyba trzy pary, ale chciałem iść do pierwszej pary dwóch dziewczyn. Przyszła kolej na mnie i tak jak chciałem jedna z dziewczyn, jak się później dowiedziałem Ania woła mnie do nich, no to poszedłem zestresowany dość mocno. Ania mówi mi cześć, ja odpowiadam cześć, ona o co się będziemy modlić, ja o uzdrowienie z trzęsienia rąk i głowy, ona chory jesteś tak? Ja odpowiadam nie, raczej psychika, Ania ok rozumiem, a od kiedy to się dzieję, odpowiedziałem od alkoholu, Ania na to ok to już wszystko wiemy.
I zaczęła się modlitwa. Dziewczyny położyły na mnie ręce i zaczęły się modlić ja oczywiście ze stresu trząsłem się jakbym wyszedł z jeziora przy – 15° C. Myślę sobie tyle ludzi się na mnie patrzy, ja stoję tu i nic i cały czas się trzęsę; świetnie jak jakiś znajomy mnie teraz widzi. Nie było możliwości żebym przestał, z każdą minutą szanse abym się uspokoił malały. Po jakimś czasie Ania powiedziała do drugiej wstawienniczki żeby modliła się nade mną dalej, a ona idzie po Adę. W tamtej chwili pomyślałem no to pięknie, teraz pewnie przyjdzie jakaś stara baba nie obrażając nikogo i pomyśli, że opętany jestem, bo jak się modlą nade mną a ja się trzepie cały to co...
Ale stało się coś zupełnie innego:)
Kątem oka widzę, że idzie jakaś drobniutka, szczuplutka, młodziutka dziewczyna o blond włosach spadających na ramiona, nie widziałem wtedy jej twarzy, tylko od ramion w dół, bo tak jak prosiłem poza tym, że byłem cały jak galareta nie mogłem się ruszyć ani podnieść głowy. Justynka ( później dowiedziałem się, że to jednak Justynka nie Ada) położyła swoją dłoń na mojej piersi, na sercu, a w drugą wzięła moją i zaczęła się modlić. Minęły może dwie minutki i ja byłem już w innym świecie, nic nie miało już znaczenia, nie obchodziło mnie to, że stoję tam już dobre kilkanaście minut, przestało mieć znaczenie to czy znajomi patrzą, to, że się trzęsę, nic już nie było ważne. Nie czułem ręki Justynki na moim sercu, czułem jak moje lęki, uczucia, emocje, całe moje serce jest w jej malutkiej dłoni. Nie jestem w stanie oddać słowami chociażby ułamku tej błogości jakiej wtedy doznałem i niech nikt nie myśli, że to są tylko tanie, puste, ładne słowa, naprawdę brak mi słów aby opisać to co wtedy czułem. Nie zapomnę tego uczucia do końca życia.
Druga dłoń, w której trzymała moją, dała mi poczucie takiego bezpieczeństwa, ufności i spokoju, że byłem przekonany, że gdyby wtedy zdarzył się jakiś kataklizm, coś najgorszego to ja w tej rączce byłbym nietykalny, niezagrożony ponad to wszystko zło. Przestałem się trząść, chciałem tak stać już zawsze, czułem się jak w Raju. Po chwili dziewczyny przestały się modlić Justynka mnie zapytała czy jest jeszcze coś czego się lękam, ja trochę skonfundowany odpowiadam, że chyba nie, za bardzo nie wiedziałem co się dzieje, czułem się jakbym się dopiero obudził. Wykrztusiłem jeszcze tylko dzięki, Bóg zapłać i poszedłem przez szpaler wstawienników w stronę ołtarza, im byłem bliżej Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie tym coraz bardziej mogłem podnieść głowę, aż stojąc już przed Jezusem dałem radę całkiem się wyprostować.
Tak więc 25 maja 2015 roku Pan Jezus nie przemówił do mnie tak jak zawsze chciałem, ale zrobił coś o wiele cenniejszego, coś co odmieniło moje życie. Pozwolił mi doznać Jego miłości, płynącej przez Jego narzędzie jakim była i jest Justynka, dał mi łaskę nawrócenia, dał mi poczuć we własnym sercu, że On naprawdę istnieje. Chwała Panu!
Od czasu modlitwy kompletnie nie ciągnie mnie do alkoholu, wiem, że przedłużę abstynencję, dzieje się wiele cudownych rzeczy, ale nie chcę już się więcej rozpisywać. Napiszę jeszcze tylko, że 3 tyg. później Pan zabrał ode mnie kolejne zniewolenie podczas modlitwy przy okazji wydarzenia Jezus na lodowisku, a 4 tyg. później dałem świadectwo nawrócenia. Poszedłem na spotkanie wspólnoty i pierwszy raz od ponad 2 lat przezwyciężyłem swoją traumę i fobię i powiedziałem to wszystko co teraz piszę do mikrofonu na środku salki przed pewnie 50 - cioma osobami. Gdybyście wiedzieli jaką ulgę i radość odczułem po skończeniu przemowy, naprawdę wspaniałe uczucie, oczywiście, że się stresowałem niesamowicie, moja prezencja była fatalna, i mówcą raczej nie mam szans zostać, ale z pomocą Pana dałem radę:)
A co do trzęsienia dalej w stresujących sytuacjach trzęsą mi się dłonie, ale nie jest to już tak uporczywe jak kiedyś i nie przeszkadza w normalnym funkcjonowaniu. Ale czy nie o stokroć cenniejszym darem jest łaska nawrócenia i łaska odczucia bezgranicznej miłości Jezusa, od daru uzdrowienia? Co człowiekowi po zdrowym ciele, gdy kuleje dusza?
Kończąc chciałbym podziękować przede wszystkim Justynce, dla mnie jesteś aniołem, Ani, i oczywiście wspólnocie, bez której nie odbyły, by się te rekolekcje. Dziękuję, Bóg zapłać!