Mam przekazać świadectwo o tym jakie było moje życie i co z nim zrobił Pan. Jest to trudne bo muszę się otworzyć. Ale tak naprawdę to jestem tylko narzędziem w Jego rękach a mówić będę o Panu na Jego chwałę.
Prowadzę firmę i Pan do mnie (a może we mnie) trafił właśnie poprzez firmę, a w zasadzie pracę.
Jezus powiedział: Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni. Bo takim sądem, jakim sądzicie, i was osądzą; i taką miarą, jaką wy mierzycie, wam odmierzą. Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a belki we własnym oku nie dostrzegasz? Albo jak możesz mówić swemu bratu: Pozwól, że usunę drzazgę z twego oka, gdy belka (tkwi) w twoim oku? Obłudniku, wyrzuć najpierw belkę ze swego oka, a wtedy przejrzysz, ażeby usunąć drzazgę z oka twego brata. (Mateusza 7:1-5)
W filmie Wzgórze nadziei Ada, córka pastora, prowadzi beztroskie życie. Jest dobrze wychowana, zna francuski, oddaje się literaturze i grze na pianinie. Po śmierci ojca, kiedy sama musi zatroszczyć się o siebie, zauważa, że wcześniej żyła w nierealnym świecie. Naprawiając ogrodzenie, mówi: "To moje pierwsze zajęcie, które przyniesie wymierne efekty". Zapewne Apostołowie jako uczniowie Jezusa czuli się wyróżnieni. Byli przekonani, że to inni potrzebują nawrócenia, a oni mają im w tym pomóc. Tymczasem Jezus proponuje, by zaczęli od siebie i zastanowili śię nad swoim postępowaniem. Najpierw powinni zmienić swoje życie, a dopiero potem wpływać na innych. Z poematu Czesława Miłosza Ksiądz Seweryn: "Tak naprawdę to trochę wierzą, a trochę nie wierzą. Chodzą do kościoła, żeby kto nie pomyślał, że są bezbożni. Podczas kazania myślą o piersiach Julki, o słoniu, o cenie masła i o Nowej Gwinei".
(Słowo pl. - Czytania z kazaniami)
Przez całe życie byłem takim właśnie deklaratywnym katolikiem, statystycznym – wierzącym powierzchownie. Oczywiście Pan zajmował w moim życiu poczesne miejsce, ale tylko w niedzielę i od święta.
A święta miały wymiar tradycji i prezentów. Ewangelia była kolejną pozycją w „poczekalni” nie przeczytanych książek. Oczywiście dzieci wychowywałem w wierze wychodząc z założenia, że jak będą dorosłe to same zadecydują jakie ma być to ich życie - z Bogiem czy nie. Dlatego rytuał niedzielnych mszy był przestrzegany, również poranna i wieczorna modlitwa z dziećmi w okresie, kiedy były małe – chociaż tutaj podświadomie czułem, że tak trzeba.
Poniekąd wyrosłem w klimacie hippisów. Stąd nawet krzyżyk, który otrzymałem w ogólniaku od mojej przyszłej bratowej miał dla mnie wymiar bardziej ozdoby niż symbolu wiary. Wszak Cz. Niemen też krzyżyk nosił (vide okładka albumu „Płonąca stodoła”). A potem tak się z moim „amuletem” zżyłem, że nie wyobrażałem sobie jego utraty – został częścią mojego ciała – a jak się okazało w przyszłości pomostem do Pana. Do dzisiaj nigdy go nie zdejmuję.
Wkroczyłem w dorosłe życie. Druga żona, dzieci. Praca – dużo pracy. Z czasem prywatna firma i jeszcze więcej pracy. Zawsze twierdziłem, że życie trzeba brać w swoje ręce. To ode mnie zależy jakie będzie.
W drugiej połowie lat 90 zobaczyłem, że w pracy, która w moim życiu była i jest bardzo ważna (wszyscy uważali mnie za pracoholika) coś źle się dzieje.
Podpisuję kontrakty - pracuję a efektów nie widać. Zaczęły się przestoje. Brak robót. Inni mają pracę a moja firma nie. Zaczęło się źle dziać.
W końcu tak mi dopiekło, że zacząłem prosić Naszą Panienkę o wsparcie.
Nasza Mateczka pomogła, ale na krótką metę.
Oczywiście zacząłem już inaczej postrzegać sprawę moich relacji z Jezusem, ale w dalszym ciągu był to etap „odpuszczania” sobie w wielu sprawach.
I wtedy Pan wziął moje życie w Swoje ręce. Dla Niego dotarcie do mnie to była tylko formalność.
Rok 2006
Rozpoczynam rok z lekkim deficytem. Ale mam kontrakt w Krakowie. Duża budowa więc myślę, że będzie dobrze. Trzeba w końcu być optymistą. Zawsze w sumie jakoś sobie radziłem – oczywiście Ja. Mijają kolejne miesiące - kolejne sprawozdania pokazują, że coś jest niedobrze - pracuję a efektów nie widać.
Bilansuję rok a wynik ujemny. Moja pewność uleciała, zaczęło do mnie docierać, że tak naprawdę wszystko jest bardzo ulotne. Zacząłem inaczej postrzegać pewne sprawy, sytuacje zdarzenia. Zacząłem sobie uzmysławiać, że to nie przypadek i zrządzenie losu. W tym była logika. Teraz wiem, że Boska.
Łagiewniki. Proszę w ratunek Miłosierdzie Boże. Św. Faustyna i Jej pamiętnik. Z Dzienniczka Św. Faustyny pobieram lekcje „nauki chodzenia” – zacząłem się uczyć Pana Jezusa poprzez modlitwy. Codzienne, bardzo intensywne. Pobyty w Krakowie zaczynam od Łagiewnik. Godzina Miłosierdzia jest porą, kiedy skarby z nieba lecą na Ziemię. Jak wspaniała jest modlitwa a ile może - przekonałem się z czasem. Słucham naszego Papieża z płyty a On mówi, że jest na to lekarstwo – Pan Jezus.
Rok 2007
Pan zaczął mnie formować. Nie mam dla ludzi roboty. Jestem po ludzku przerażony. Widzę swoją nieudolność. Z punku widzenia ekonomii jestem już dawno bankrutem – przynajmniej od 1,5 roku. Mojej firmy nie powinno być. Zobowiązania znacząco przekraczają należności. Za chwilę dobiorą się do mnie dostawcy i wierzyciele. Nie wiem co będzie z moją rodziną - stracimy wszystko, bo wszystko jest zastawione.
Dotarło do mnie, że tylko Pan Jezus może mi jeszcze pomóc. Zacząłem się jeszcze bardziej modlić i prosić o cud.
Marzec – chyba będę musiał zamknąć firmę. Roboty mamy jeszcze na jakieś 7 dni. Modlę się w Łagiewnikach o cud. Po modlitwie jadę na budowę.
Dzwoni do nie kolega (projektant, którego prosiłem wcześniej o jakąś pracę) z informacją, że jego znajoma potrzebuje w swoim domku, który kiedyś ś.p. mąż zaczął budować zrobić porządki. Zakres prac: wywieźć gruz, wyciąć chaszcze i splantować ziemię. Poprawić ogrodzenie, jest perspektywa zrobienia instalacji wod-kan w budynku.
Otrzymałem lekcje pokory. Dziękowałem Panu za robotę wartą niecałe 20 tyś zł., która była wybawieniem dla mojej firmy. A przecież przedtem podpisywałem kontrakty nawet na 700 tyś zł.
Kwiecień.
Znów nie mam roboty i znów Łagiewniki. I znów otrzymuję telefon - mogę w pewnym domu wczasowym wymienić poziomy wody. Robota na 50 tyś. zł. Łagiewniki i wielbienie Pana. Dotarło do mnie, że spotyka mnie coś więcej niż łaska.
Można powiedzieć, że powstał schemat:
dołek
modlitwa o cud i łaski
kontrakt
Ale jednocześnie czuję, że zmieniam się.
Każda msza to prośba do Pana:
„Panie jesteś tutaj, tak blisko więc przyjdź do mnie choć jestem grzeszny, jestem nędzą i nicością, ale Ty wszystko możesz – przecież przychodziłeś do celników. Więc przyjdź do mnie, zmień mnie – naucz mnie słuchać Ciebie i rozumieć. Przecież Ty jesteś Bogiem wszystkich - nawet takiej nicości jak ja”.
Nauczyłem się też dzielić z innymi – choć miałem niewiele, bo może ten ktoś nie ma nic.
Jest parę takich modlitw u Św. Faustyny, które omijałem w książeczce bo Ona w nich ofiarowała się cała bezwarunkowo a ja przecież nie jestem święty ani księdzem. Mówiłem sobie - to nie dla mnie. Bałem się ich, bo tak naprawdę musiałbym wyrzec się siebie. Ofiarować Panu bezwarunkowo. A co będzie jak On coś ode mnie zażąda. Będę musiał się wywiązać. Jak umowa to umowa. Miałem świadomość, że u Pana nic nie ma na pół gwizdka. Pan jest zaborczy i dziękuję Mu teraz za to.
Czułem, że Pan ode mnie żąda, żebym w czasie sztormu wsiadł do łódki w której nie ma steru. Broniłem się bo przecież nie jestem idiota - ryzykant.
Okazało się, że na szczęście „jestem” – wsiadłem.
„Jezu, uczyń serce moje podobne do swego,
a raczej przemień je w swoje własne,
abym umiał wyczuwać potrzeby innych serc,
a szczególnie cierpiących i smutnych.
Niech promienie miłosierdzia
Odpoczną w sercu moim”
Ta piękna modlitwa towarzyszy mi teraz przez cały czas.
Jan od Krzyża pyta: „Czemu więc duszo moja jeszcze się ociągasz, gdy już teraz możesz kochać swym sercem swego Boga?”.
Za jakieś dwa miesiące dojrzałem do ofiarowania się Panu – całkowicie i bezwarunkowo.
Poprosiłem Go, żeby mnie zmieniał, żebym mógł narodzić się na nowo i żyć w Nim. I niech mną rozporządza według Swojej woli a nie mojej. To jest nieprawdopodobne.
Ja, który nie mogę przystępować do Stołu Pańskiego doświadczam nie tylko jego łask i cudów ale również Jego obecności – gdzieś blisko - prawie na wyciągnięcie ręki. Pan jest szczodry, daje więcej niż proszę. Docierają do mnie prawdy, których nie znałem. Mój świat wartości również się zmienił.
Pan daje nam znaki i dobrze trzeba uważać, żeby ich nie przegapić Jakieś pół roku temu kocioł grzewczy do instalacji centralnego ogrzewania, który zamontowałem u klienta okazał się wadliwy. Poprosiłem Rysia Łojasa o serwis gwarancyjny. Klient musiał wyjechać (był z zagranicy) – uzgodniliśmy, że jak się odezwie i to wtedy ustalimy termin naprawy. Po pół roku odezwał się. Kocioł naprawiliśmy, a ja jestem w Odnowie.
Te pół roku to był czas mojego dojrzewania, formowania - umacniania mojej wiary.
Kolejny znak. Wstąpiłem do kościoła. Mam jeszcze kłopoty z płynnością finansową a klienci niestety nie płacą w terminach.
W pewnym momencie podchodzi do mnie młoda matka z dzieckiem w wózku dość schludnie i czysto ubranym z prośbą o 2,00 zł. Dałem ile prosiła, bo więcej to było mi żal a w portfelu i tak nie za wiele. Przypomniałem sobie przypowieść o wdowie. Dałem tej dziewczynie wszystko co miałem. Po powrocie do firmy okazało się, że jeden z klientów przelał mi zaległe pieniądze.
A interesy? Powtórzę to co mówi Rysiek - interesy za mnie robi Pan Jezus.
Firmę również powierzyłem Panu, prosząc żeby przejął ją w zarząd a mnie uczynił swoim narzędziem. Teraz mam trzyosobową Radę Nadzorczą – Trójcę Świętą. I naprawdę nie boję, że mnie Pan zwolni z roboty bo oddałem się Jemu cały a Pan jest Miłosierny. Dzisiaj bilans w firmie jest dodatni i płacę podatki.
Jestem szczęśliwym człowiekiem, bo znalazłem drogę do Pana. Pan dał mi szansę. Oczywiście mam kłopoty jak każdy. Wiem, że to dopiero początek drogi. Ale też wiem, że On kocha mnie - czekał na mnie tak naprawdę około 35 lat. Uratował mnie parę razy od śmierci (mój krzyżyk), więc pewnie ma wobec mnie jakieś plany, lecz nie mnie dociekać.
Jestem szczęśliwy miłością Pana, o której Św. Paweł tak pisze:
Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest. Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą; nie dopuszcza się bezwstydu, nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego; nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli się z prawdą. Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma