Mam na imię Maria. We wspólnocie Odnowy w Duchu Świętym jestem już 23 lata. W tej wspólnocie poznałam Boga żywego, obecnego i działającego w moim życiu. Przede wszystkim Pan dał mi poznać swoją wielką miłość.
Urodziłam pięcioro dzieci, zawsze byłam wierząca, ale ta wiara była martwa. Taka z tradycji (bo tak mnie nauczyli rodzice) i ze strachu (a nuż jest to niebo i piekło, więc trzeba chodzić do kościoła i raz w roku do spowiedzi). Nie czułam nic, ani Bożej miłości, ani Bożej obecności.
23 lata temu Pan posłał do mnie „anioła” - moją koleżankę, która powiedziała mi o wspólnocie i zaprowadziła do niej. No i wsiąkłam na całego. Zaczęłam nowe życie.
Krokami milowymi do Boga w tej wspólnocie są Rekolekcje Ewangelizacyjne Odnowy (REO) nazywane „Seminariami”, organizowane co parę lat.
Pierwsze takie seminarium przechodziłam w 1990r. Pamiętam modlitwę wstawienniczą „o wylanie Ducha Świętego” nade mną. Taka modlitwa jest nad każdym uczestnikiem pod koniec seminarium.
W czasie modlitwy nic szczególnego się nie wydarzyło. Widziałam siebie w wyobraźni jako Magdalenę klęczącą u stóp Jezusa. Dopiero po zakończeniu, kiedy razem z innymi wracałam samochodem z Dursztyna do domu, to tak jakbym wracała z randki z ukochanym. Do dziś pamiętam to uczucie: oderwana od rzeczywistości (brak poczucia miejsca i czasu), nie słysząc rozmów innych. Dopiero niedaleko od domu wróciłam do rzeczywistości. I zmartwiłam się, że tak było cudownie a ja znów wracam do tego szarego życia(nerwów, kłopotów). Ale Duch Święty zesłał na mnie swoją miłość i pokój. Przez co najmniej tydzień żyłam owocami Ducha Świętego tj. żyłam w wielkim pokoju, miłości i radości. Nikt i nic mnie nie zdenerwowało choć miałam małe dzieci i sparaliżowaną mamę.
O owocach Ducha Świętego pisze św. Paweł w liście do Galatów 5,22-23 „Owocami zaś Ducha jest miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, opanowanie”. Można to inaczej nazwać życiem w wolności dziecka Bożego (do wolności wyswobodził nas Chrystus - mówi Słowo Boże), wolności od zdenerwowania, niecierpliwości itp. Nie zniknęły codzienne troski i kłopoty ale ja byłam ponad to. I jeszcze mogę to porównać do Słowa Bożego, które mówi : Królestwo Boże jest w was. Bo jeżeli jest w nas miłość radość i pokój, to według mnie jest to przedsionek nieba.
Ten stan mi się później rozmył, odszedł ale nie całkiem. I chociaż Bóg nie oszczędzał mi krzyży, cierpienia i kłopotów, to już nie było tak ciężko, bo nie dźwigałam tego sama.
Podzielę się jeszcze z wami ciekawym przeżyciem z drugiego seminarium, dwa lata później. Pewnego dnia rozważałam Słowo Boże wyznaczone na ten dzień. Była to ewangelia św. Łukasza o synu marnotrawnym. Czytałam tę ewangelię i słyszałam wiele razy, ale dopiero wtedy do mnie przemówiła tak, że przepłakałam całą godzinę. Poczułam się tym synem marnotrawnym który tak odszedł i żył sobie po swojemu w grzechach, a Bóg z taką ogromną miłością przytulił mnie do swego serca. Płakałam ze skruchy i wdzięczności za Jego miłość. Bóg wtedy wynagrodził mi wszelki brak miłości w moim życiu. Miłość Boża nie opuszcza mnie do dziś, pozwala mi przetrwać wszystkie trudy i cierpienia.
Teraz jestem animatorem i w czasie seminarium opiekunem grupy dzielenia. Ale zawsze kiedy planowane jest seminarium, to moje serce bije żywiej i radośniej bo wiem że wtedy Bóg najbardziej daje nam się poznać i otwiera nas na swoja miłość.
To tylko krótkie fragmenty z mojego bycia we wspólnocie ale wierzcie mi, że Bóg zawsze odkrywa mi coś nowego o sobie. Np. kiedyś uświadomiłam sobie w czasie kazania na mszy wspólnotowej, że zamiast okręcać moje problemy wokół Boga to ja robię odwrotnie: kręcę Bogiem wokół moich problemów. Wtedy w miejscu centralnym nie jest Bóg tylko moje problemy, a przecież to ma być odwrotnie.
I tak Bóg ciągle zaskakuje mnie swoim działaniem w moim życiu a moje nawracanie sie do Niego będzie trwać do śmierci. Chwała Panu!