MOJE ŻYCIE I MOJA WALKA - świadectwa 2013
MOJE ŻYCIE I MOJA WALKA
- świadectwa 2013 ODNOWA W DUCHU ŚWIĘTYM „DROGA ŚWIĘTA” w Nowym Targu
Świadectwo 1 (lipiec 2013)
wg Przypowieści o siewcy
<w Ewangelii według św. Mateusza (13,3-8), św. Marka (4, 1-9) i św. Łukasza (8,4-8)>
· ZIARNO NA DRODZE – PTAKI WYDZIOBIĄ
Chodziłam na Gorzkie Żale, bo mama wyganiała. Coś tam w kościele uszy słyszały, ale serce było zamknięte. Wcześniej wracałam, bo był ciekawy film, a potem, gdy wracała mama z kościoła, to trzeba było się pilnować i wyjść z domu, aby nie wiedziała, co z siostrą zrobiłyśmy. Nie tylko ptaki ziarno wydziobały, ale było jeszcze kłamstwo, nieposłuszeństwo, manipulacje. Jeszcze teraz jest mi wstyd.
· ZIARNO NA SKAŁACH
Po nawróceniu pozwalałam się Bogu pieścić. Jeździłam lub chodziłam tam, gdzie się mocno czuło Bożego Ducha. Piękne były uwielbienia i prelekcje. Uwielbiać jeszcze nie umiałam, ale przynajmniej posłuchałam, poczułam sercem. Bóg leczył. Na chwilę to wystarczało. Potem znów nie wiedziałam jak sobie pomóc. Narzekałam na innych. Na prelekcjach nie robiłam notatek, a gdy nawet coś zapisałam, to odkładałam na półkę.Ziarno wzeszło, ale był brak korzeni. Przysychałam.
· ZIARNO MIĘDZY CIERNIAMI
Wciąż serce pragnęło Boga, Jego pięknej, ożywczej miłości. Zaczęłam już sama wybierać, czego chcę do wzrostu w Panu. Kupiłam kilka książek, wpadałam w krótkie rytmy modlitewne, ale było to nieregularne, w różnych porach i z różną intensywnością. Rodzina, studia, mnóstwo pracy zawodowej i trochę w domu. I pojawiła się intensywna wakacyjna Szkoła Życia Chrześcijańskiego, 11 dni w lipcu. Do notatek wracałam po rekolekcjach, jednakże na krótko był ten zapał. Wszystko było nadal chaotyczne, bez planu, bez rozeznania. Jednakże coraz częściej czułam radość w sercu ze przybliżania się do Jezusa, poznawania Go. Wyrywałam się na siłę z życia, aby pobyć w ciszy i radości z moim Bogiem. I to był balsam na moje rany. Zaczęłam przebaczać, więcej dawać siebie innym. Ale nadal żyłam w zawrotnym tempie. Wypalałam się i słabłam. Ziarno między cierniami skutecznie było zagłuszone.
· ZIARNO NA ZIEMI ŻYZNEJ
I nastał czas, kiedy padłam. Przyszłam na kolanach do mojego Tatusia i mówię Mu „Pomóż mi, osusz me łzy, wskaż ścieżkę przez meandry zawirowań, bo ja już tak nie chcę żyć. Jezu, oddaję Ci moje życie. Wiem, że mnie kochasz, ufam Tobie. Oddaję Ci moją dłoń. Prowadź mnie”. I ta odwaga pójścia w ciemno za tąMIŁOŚCIĄ z krzyża zaowocowała. Najpierw bardzo bolało i było trudno. Musiałam się wyrzec sama siebie, moich mądrości i sposobów na życie. Po pierwsze poprosiłam Boga o dłuższy odpoczynek. Dał mi po walce roczny urlop. Podjęłam decyzję o zwolnieniu się z dwóch szkół i pozostałam tylko w jednej na jeden etat. Zrozumiałam, że muszę spowolnić wszystko i zrobić solidny remanent i nowy plan na nowe życie. Wreszcie zaczęłam dostrzegać wiele piękna wokół mnie. Bóg dawał mi radość z małych rzeczy. Odblokowywał moje stare myślenie i zmieniał nawyki. Coraz częściej pakowałam w worki kolejne zbędne rzeczy i rozdawałam je. Pozbywałam się ubrań, książek, sprzętu. Dawało mi to radość rozdawania, ale i przestrzeń do życia. Porządkując odnajdywałam ważne fragmenty wartościowych rzeczy. Wracałam do nich na spokojnie. Segregowałam, czytałam, analizowałam, Coraz częściej towarzyszyła mi pokora. Potem zaczęłam medytować i kontemplować Boga. Na ostatnim seminarium REO organizowanym przez moją wspólnotę Odnowy w Duchu Świętym nie byłam już animatorką, więc zajęłam się sobą. Przystopowałam, aby być uczniem i smakować SŁOWO. Pismo Święte było wciąż otwarte na moim stole, przy którym jadałam. Posilałam się niekiedy jedną linijką. Wtedy lepiej przez dzień pamiętałam daną wskazówkę. Zaczynałam ją stosować do różnych sytuacji w danym dniu. Po odprawieniu kolejnego tygodnia rekolekcji ignacjańskich w ciszy podjęłam decyzję, aby nie jeździć zbyt wiele na inne, ale pogłębiać to, czego się nauczyłam. Zaczęłam od codziennej mszy św. Potem dołączyłam 15 minutowy ignacjański rachunek sumienia (badanie poruszeń serca, analiza, dziękczynienie, prośba o rozeznanie moich grzechów, itd.). Jeszcze miernie mi to idzie, ale trwam. Kolejny etap, do którego się przymierzam, to regularna medytacja i kontemplacja. Adoracja przed Najświętszym Sakramentem staje się potrzebą mojego serca. Tam przychodzę i sobie z Nim gawędzę, ale najbardziej to lubię słuchać Jego. Tak wiele wtedy do mnie mówi…
Staram się też unikać bezczynności. Łatwiej mi się pracuje (dostałam nawet dar zmywania naczyń). Plan sprzątania domu rozłożyłam na cały tydzień. Jestem bardziej wyciszona i wprowadzam więcej pokoju swoją osobą, niż to bywało kiedyś. Tak mówią mi ludzie, a i ja to też czuję. Staję się bardziej zdecydowana i pewna siebie. Wkoło siebie dostrzegam Boga w codziennych drobnych, małych rzeczach. Wpatruję się w pająka i jego pajęczynę, oglądam zioła w ogrodzie, słucham, jak wiatr nad ranem smaga chłodem moje ciało, gdy śpię na balkonie… i moje myśli mkną do Boga… Dzięki codziennym rozmowom z Jezusem, Bogiem Ojcem, Duchem Świętym i Maryją wiele rzeczy weryfikuję. Patrząc i poznając kochające serce Chrystusa i miłosierną sprawiedliwość Boga. Coraz bardziej odczuwam łaskę otwierania się na ludzi i ich potrzeby. Ludzie reagują na mnie życzliwiej, a niektórzy z nieukrywaną spontaniczną radością. Uleciał strach. Ziarno spadło wreszcie na glebę żyzną, ale tę glebę trzeba stale nawozić i pielęgnować. Coraz bardziej odczuwam, że jest to czas, aby nie bać się być narzędziem w rękach Pana. W moim sercu jest nowa nadzieja i radość życia przy Jezusie. Nie oszczędza mi krzyży, ale uczy mnie też jak i po co ten trud tak jak i On podejmować. Są piękne chwile wytchnienia, ulgi i ucztowania z Panem. Wiem, że odkąd zrozumiałam, że winny krzew to my wszyscy, że mistyczne Ciało Jezusa, to jeden organizm, dorosłam do tego, aby inaczej kochać i głębiej współodczuwać radość i biedę każdego człowieka.
Podsumowując, uważam, że droga z Chrystusem jest wyboista, cierniowa, ale radosna i dodaje skrzydeł. Pan dotknął dna mojego serca i ono nigdy już nie będzie takie samo. Pragnę, aby dobry Bóg prostował nie tylko moje plecy, ale i moje życie każdego dnia, dlatego wciąż Go szukam i codziennie staram się z Nim ucztować i przyjmować Go do mojego serca podczas komunii św. Moja miłość i radość coraz częściej wybrzmiewa w moich słowach do męża i innych ludzi. Codziennie błogosławię mężowi znakiem krzyża na czole i ufnie zasypiam.
Panie, daj mi proszę siłę iść Twoją drogą, a gdy będą dni nocy ciemnej wyprowadź mnie z niej, abym wzmocniona wielbiła Twoją chwałę, Amen.
Ps.139,12 Sama ciemność nie będzie ciemna dla Ciebie, a noc jak dzień zajaśnieje: <mrok jest dla Ciebie jak światło>”.
Małgorzata
= = = = =
Świadectwo 2 (lipiec 2013)
dotyczy Nowenny Pompejańskiej
Doświadczam wielkich łask i działania mocy Jezusa za pośrednictwem Matki Bożej. W chwili obecnej odmawiam już trzecią z kolei Nowennę Pompejańską.
Pierwszą, którą odmawiałam przed rokiem, ofiarowałam w intencji kapłana, który będąc na misjach w Niemczech, doświadczał ogromnych represji, gdyż mężnie bronił czystości wiary katolickiej. Nie godził się m.in. na udzielanie Komunii św. osobom żyjącym w rozwiązłości i w grzechach ciężkich.
Spotkały go za to represje, utrata placówki i dobrego imienia. Po powrocie do Polski nie było końca przeróżnym cierpieniom, atakom demonów i oporom bezdusznych ludzi. Będąc tak zaszczutym i osamotnionym wpadł w depresję i chciał wyskoczyć z okna, które będąc mocno zaryglowane (a może trzymały je Anioły) stawiało mocny opór. W ostatniej chwili został powstrzymany. Trafił do szpitala psychiatrycznego, gdzie nadal był maltretowany przez demony.
W swojej wizji zobaczyłam go siedzącego, skulonego w kłębek. Nad nim stała Jasnogórska Matka, rozpościerając swój matczyny płaszcz i tuląc go mocno. Dookoła huk, łomot i wrzaski wściekłych demonów – jednak żaden cios go nie dopadł.
Odmówiłam 54-dniową Nowennę Pompejańską, z ogromnym trudem. Było bardzo ciężko i u mnie i u tego kapłana. Bóg zwyciężył!
Drugą Nowennę Pompejańską postanowiłam odprawić w intencji swojej rodziny o dary Ducha Świętego. W naszej rodzinie panuje niezrozumienie, zazdrość i wszystkie siedem grzechów głównych, że nie wspomnę o dekalogu… W poprzednich pokoleniach odprawiano czary, a będąc dzieckiem słyszałam też o grzechach przeciw życiu, z których dopiero niedawno zdałam sobie sprawę. W domu działy się różne niewytłumaczalne rzeczy…
Poprosiłam Boga o pomoc, wzięłam do ręki różaniec i odmówiłam Nowennę Pompejańską. Trudności były kosmiczne, wszystko mnie bolało, doświadczałam różnych niewytłumaczalnych przeszkód i przykrości, a w czasie modlitwy często miałam zawroty głowy i nudności. Uderzały we mnie przekleństwa. Finał Nowenny przypadł na mój pobyt u znajomej w Kaliszu. Ona też zaczęła szturm do nieba za swoja przybraną córkę, która zniknęła bez śladu, chcąc ułożyć sobie nowe życie bez Boga i norm moralnych.
Ja kończyłam, ona zaczynała odmawianie Nowenny Pompejańskiej. Z ostatnimi słowami zakończonej przeze mnie Nowenny usłyszałyśmy obie, (a była noc) przeraźliwy ryk spadającego do otchłani szatana!!! Nigdy tego nie zapomnę!...
Bóg jest wielki. Jego wszechmoc, miłość i miłosierdzie nie mają granic. On jest jedynym Panem wszechświata!
Mateńko, dziękuję Ci za Twoje pokorne „Fiat”, które jest naszym ratunkiem i bramą do nieba.
Dziękuje Ci Maryjo, że wypraszasz dla nas łaski u swego Syna Jezusa, tak samo jak wyprosiłaś je w Kanie Galilejskiej.
Bogu niech będą dzięki, cześć i chwała. Amen.
PS. Teraz odmawiam trzecią Nowennę Pompejańską. Jest bardzo ciężko, ciężej niż w poprzednich.
Dziś mija 52 dzień trzeciej nowenny i zostały mi jeszcze tylko dwa dni. Szatan robi wszystko i to dosłownie, żeby mi przeszkodzić. Moi bliscy nagle zaczęli podważać potrzebę modlitwy, sakramentów, a słowo „Ewangelizacja” wywołuje wybuchy agresji. W takich chwilach Bóg daje mi zawsze – jak sam obiecał w Swoim Słowie - konkretne cytaty z Pisma Świętego, które z siłą „pancerfausta” obalają skutecznie wszystkie te argumenty. Dzień po dniu trudności się piętrzą, gubię różańce, nie mogę się skupić podczas modlitwy, przychodzi cała masa rozproszeń. Zmaga mnie nagła senność nawet w środku dnia. Momentami wydaje mi się, że już nie dam rady. W najbardziej krytycznym momencie błagałam Boga o pomoc. Właśnie wtedy pojawiła się znajoma, która z uśmiechem powiedziała mi, że to prosta sprawa. Przecież istnieje możliwość odmawiania każdej modlitwy, w tym i różańca, przy pomocy gotowych nagrań dostępnych chociażby w internecie. Na YouTube znalazłam „Różaniec z Janem Pawłem II”. Jest mi teraz o wiele łatwiej, bo mogę odmawiać tę modlitwę kiedy chcę. Ogoniasty nie daje jednak za wygraną. Czasem ogarnia mnie nagła senność, to znów dopada mnie niewytłumaczalny światłowstręt, nudności, albo nadwrażliwość na dźwięki tych nagrań.
Wyznajemy w CREDO: „wierzę w świętych obcowanie”. Ten aksjomat stał się dla mnie kotwicą i ratunkiem - światełkiem w tunelu. Doświadczam namacalnie mocy wstawiennictwa i pomocy Jana Pawła II, jednego z największych świętych i egzorcystów, mojego ukochanego Patrona i rodaka. Wierzę, że to właśnie dzięki niemu jestem wstanie dokończyć dzieła tej nowenny.
Bóg czyni cuda i niebawem zobaczę je na własne oczy – to kwestia zawierzenia i wytrwania pomimo wszystko! On zwyciężył już szatana na Krzyżu 2000 lat temu. Teraz czekam na GLORIA w następnej sprawie.
M.
Najświętsza Panna Pompejańska raczyła po kilka razy pouczać swoich czcicieli, co mają czynić, aby mogli odebrać łaski, na których im zależało. I tak znany jest fakt ukazania się Matki Bożej nieuleczalnie chorej z Neapolu P. Fortunatynie Agrelli (lat 21), do której powiedziała „Każdym razem gdy chcesz uzyskać ode mnie jakąś łaskę, odpraw na cześć moją trzy nowenny błagalne, odmawiając 15 tajemnic mojego Różańca, a potem odpraw 3 nowenny dziękczynne” Fortunatyna Agrelli została cudownie uzdrowiona. Był to początek nabożeństwa, które polegało na odmawianiu całego Różańca Świętego przez 54 dni, zwanego „Nowenną nie do odparcia”. Obraz Matki Boskiej w Dolinie Pompejańskiej słynie cudami i łaskami od roku 1876. W roku 1890 nastąpiło uroczyste uznanie cudów zdziałanych za przyczyną Matki Boskiej Pompejańskiej przez papieża Leona XIII. Twórcą bazyliki, dzieł i nowego miasta Pompei jest bł. Bartolo Longo (Bartłomiej Longo), który ukochał Maryję synowską miłością i rozpowszechnił do niej nabożeństwo przez odmawianie Różańca Świętego. Do tej pory nie znany jest fakt, aby choć jedna osoba nie została obdarzona łaskami, o które prosi po odmówieniu z wiarą tej nowenny Pompejańskiej.
Modlitwa do Św. Dominika i św. Katarzyny ze Sieny o otrzymanie łaski od Najświętszej Matki Bożej Różańcowej.
O święty kapłanie Boży i chwalebny patriarcho św. Dominiku, który byłeś przyjacielem, synem ukochanym i powiernikiem Niebieskiej Królowej, oraz zdziałałeś liczne cuda mocą Różańca św., i Ty, św. Katarzyno Sieneńska, pierwsza córo Zakonu Różańcowego i potężna pośredniczko przed tronem Maryi i u Serca Jezusowego: Wy moi ukochani święci spójrzcie na moje potrzeby i zlitujcie się nad moją sytuacją, w jakiej się znajduję. Wy mieliście na ziemi serca otwarte na nędzę innych i rękę potężną, aby jej zapobiec, teraz w niebie nie umniejszyły się ani wasza miłość ani wasza moc. Módlcie się! Módlcie się Matko różańcowa i święci, gdyż mam wielką ufność, że za waszym pośrednictwem muszę osiągnąć łaskę, której tak bardzo pragnę. Niech tak się stanie. Odmówić trzy razy: „Chwała Ojcu...”
NOWENNA POMPEJAŃSKA – JAK ODMAWIAĆ:
1. Dzień, w którym rozpoczynamy nowennę Pompejańską zaznaczamy w kalendarzu.
2. Nowenna Pompejańska trwa 54 dni. Każdego dnia przez te 54 dni odmawiamy dawne trzy części Różańca Świętego (radosną, bolesną i chwalebną). Jeśli ktoś chce, może odmawiać cztery części – z Tajemnicami Światła.
3. Każdego dnia przed rozpoczęciem Różańca Św. wymieniamy intencję (staramy się nie zmieniać tej intencji przez cały czas trwania nowenny), a następnie mówimy: „ten Różaniec odmawiam na Twoją cześć Królowo Różańca Świętego”.
4. Przez pierwsze 27 dni odmawiamy tak zwaną część błagalną nowenny Pompejańskiej i codziennie, po ukończeniu każdej części Różańca Św. odmawiamy następującą modlitwę: „Pomnij o miłosierna Panno Różańcowa z Pompei, jako nigdy jeszcze nie słyszano, aby ktokolwiek z czcicieli Twoich, z Różańcem Twoim, pomocy Twej wzywający, miał być przez Ciebie opuszczony. Ach, nie gardź prośbą moją o Matko Słowa Przedwiecznego, ale przez święty Twój Różaniec i przez upodobanie, jakie okazujesz dla Twej świątyni w Pompei wysłuchaj mnie dobrotliwie. Amen”.
5. Przez pozostałe 27 dni odmawiamy tak zwaną część dziękczynną nowenny Pompejańskiej i codziennie, po ukończeniu każdej z trzech części Różańca Świętego odmawiamy następującą modlitwę:
„Cóż Ci dać mogę o Królowo pełna miłości? Moje całe życie poświęcam Tobie – ile mi sił starczy będę rozszerzać cześć Twoją o Dziewico Różańca Świętego w Pompei, bo gdy Twej pomocy wezwałam/em, nawiedziła mnie łaska Boża. Wszędzie będę opowiadać o miłosierdziu, które mi wyświadczyłaś; o ile zdołam będę rozszerzać nabożeństwo do Różańca Świętego, wszystkim głosić będę jak dobrotliwie obeszłaś się ze mną, aby i niegodni, tak jak i ja, grzesznicy, z zaufaniem do Ciebie się udawali. O, gdyby cały świat wiedział jak jesteś dobrą, jaką masz litość nad cierpiącymi, wszystkie stworzenia uciekałyby się do Ciebie. Amen.”
6. Każdą z trzech części Różańca Św. ( Np. chwalebną) kończymy zawsze ( bezpośrednio po jej odmówieniu) trzykrotnym westchnienie do Matki Bożej:„KRÓLOWO RÓŻAŃCA ŚWIĘTEGO – MÓDL SIĘ ZA NAMI”.
Aspekt wytrwałości w modlitwie jest częścią Nowenny. Nowenna wymaga łącznie 54 kolejnych dni, aby była ukończona. Jeżeli nie jesteś w pełni zdecydowany na otrzymanie tego, o co prosisz w Nowennie, prawdopodobnie nie podołasz modlitwie przez pełne 54 dni pod rząd. Zamierzeniem Nowenny jest głównie wykorzystanie aspektu wytrwałości w modlitwie, aby otrzymać dar, jakiego potrzebujemy. Pojedyncza modlitwa jest często niewystarczająca do otrzymania tego, o co prosimy Szczegóły i świadectwa znajdziecie na stronach:
www.pompejanska.plhttp://pompejanska.rosemaria.pl/
= = = = =
Świadectwo 3 (sierpień 2013)
Joanna to znaczy Łaska Jahwe. Aż dreszcz przechodzi po ciele, gdy myślę o tym. Łaska Boga, Łaska Pana dla mnie samej, ale i też abym ja sama była taką Łaską dla innych.
Moja przygoda z Bogiem zaczęła się z 15 lat temu, tak na poważnie, bo wcześniej, to owszem chodziłam do kościoła, na Mszę św. co tydzień i do spowiedzi 2 razy do roku. Wcześniej byłam we wspólnocie Domowego Kościoła i uczestnicząc pierwszy raz na 2-tygodniowych rekolekcjach chwyciłam Pana Boga za nogi, albo raczej to ON mnie pochwycił, zauroczył, a przede wszystkim uleczył z moich zranień życiowych. I od tego czasu właśnie chwyciłam się Pana kurczowo i nie dawałam Mu spokoju. Rozpoczęła się dla mnie” przygoda” z Bogiem w codziennej Eucharystii. Przyszedł na mnie czas trudny, a było to 9 lat temu, gdy w pracy były problemy, ja dokształcałam się zaocznie a moja mama była chora i wszystkiemu temu chciałam podołać. Poszłam na cmentarz, a było to zimą, stanęłam przed kościółkiem św. Anny i powiedziałam: „św. Anno – babciu Pana Jezusa, weź Go na kolana i wszystko Mu powiedz” i rozpłakałam się. I tę prośbę „Babcia” Pana Jezusa przekazała swemu „Wnuczkowi”- Jezusowi, bo z dniem 26 lipca rozwiązano ze mną umowę o pracę i przeszłam na świadczenie przedemerytalne. A o takiej możliwości przejścia na emeryturę dowiedziałam się od koleżanki Teresy, której nie widziałam 30 lat od czasów szkolnych. Dla Pana nie ma nic niemożliwego, bo posłał do mnie koleżanką z informacją o nowych przepisach przejścia na wcześniejszą emeryturę, które to przepisy już następnego miesiąca przestały obowiązywać. A koleżanki wcześniej nie widziałam 30 lat. To był dla mnie pierwszy cud. Drugi cud dotyczy mojej małej złotej „koronki” na palec, którą złotnik zrobił mi ze słonika i kolczyka. Kiedy szłam po raz kolejny z Pielgrzymką Góralską na Jasną Górę, na jednym z odpoczynków na dużym boisku sportowym, spostrzegłam, że nie mam koronki na palcu. Zaczęłam jej szukać w trawie, gdzie odpoczywałam, w krzaczkach, ale niestety nie znalazłam. Z utratą koronki nie mogłam się pogodzić i przez 3 dni modliłam się do św. Antoniego – Patrona rzeczy zagubionych, aby mi pomógł. I tak mniej więcej się modliłam: „św. Antoni spraw, aby tę koronkę ktoś znalazł i modlił się na niej, bo szkoda, żeby zardzewiała gdzieś tam w trawie”. A wypowiedziałam te słowa w kościele, klęcząc z plecakiem na plecach. I wtedy usłyszałam dziwny dźwięk w plecaku. Zdjęłam plecak z pleców, otworzyłam go i w środku plecaka, wśród różnych rzeczy pielgrzyma, w emaliowanym garnuszku zobaczyłam moją „koronkę”. Ogromnie się ucieszyłam. Pan był ze mną. Choć tę koronkę za 3 lata znów zgubiłam, ale w piaskownicy w Krakowie, bawiąc się z moją wnuczką Juleczką, to też podobnie się modliłam, aby ktoś ją znalazł i modlił się na niej. Mam 100% nadzieję, że Pan wysłuchał mojej modlitwy, że ktoś ją znalazł i modli się na niej.
To są dwa namacalne cuda, które doświadczyłam w moim życiu. A inne cuda? To całe moje życie obfituje w cuda: że żyję, że mam męża, dzieci, wnuczkę, że skończyłam studia mając 50 lat, że mogłam się opiekować mamą chorą na Alzheimera, że uprosiłam mamie dobrą śmierć i , że do końca swoich dni chodziła (oczywiście podtrzymywana), a lekarz 7 lat wcześniej orzekł, że ze zdjęć rtg widać, że nie powinna już chodzić. Ale ja, gdy brałam moją mamę pod rękę, to „wzywałam” do pomocy trzech Archaniołów św Michała, św, Rafała i św. Gabriela. I to dzięki Nim mama mogła przejść z pokoju do łazienki.
Następne wielkie doświadczenie Miłości Bożej dotknęło mnie na Rekolekcjach Ignacjańskich - Fundamencie. Pan pokazał mi, jak bardzo ”liczy” na kobiety; bo 1-y dzień rozpoczął się medytacją Ewangelii o kobiecie samarytańskiej przy studni, której Pan Jezus proponował „wodę żywą”. A zakończenie rekolekcji było o kobiecie kananejskiej, usilnie błagającej Jezusa o uzdrowienie dziecka chorego, opętanego. Bóg ogrzewał mnie swoją Miłością wykorzystując naturę – słoneczko, którego przez 3 dni tak bardzo brakowało i było bardzo zimno i deszczowo. Doświadczyłam podczas medytacji promieni słonecznych, które ogrzało moje zziębnięte serce. Tak Bóg działa poprzez naturę, którą Sam stworzył.
Na rekolekcjach akcentowano wiele rzeczy, a ja zrozumiałam, jak wielką rolę Pan złożył w ręce kobiety:
To kobieta dotknęła się z wiarą Jezusa i została uzdrowiona z krwotoku. To kobieta żałowała serdecznie za grzechy i obmyła łzami Jego nogi (Maria). To kobieta wybrała najlepszą cząstkę i słuchała Go u stóp Jego (Maria). To kobieta wytrwale błagała Go o uzdrowienie córki opętanej, choć Jezus w pierwszym odruchu ją odrzucił. To kobieta z wielką pokorą (Maryja) zaniosła Go do drugiej świętej kobiety (Elżbiety). To Kobieta (Maryja) została zabrana do Nieba z duszą i ciałem. To kobiecie pierwszej – Samarytance Jezus zaproponował przy studni „wodę żywą” – Ducha św. To kobiecie Pan pokazał się pierwszy raz, gdy zmartwychwstał. Kobiety bądźmy święte, bo Pan wybrał sobie kobiety – nas, abyśmy w Kościele świętym wypełniały Jego Wolę i wydały owoc stokrotny.
A ostatnim cudem dla mnie to jest to, że będę mieć świętego „Wujka” w niebie, Jana Pawła II, który tu na ziemi, jako kardynał Wojtyła bierzmował mnie i dotknął mojego policzka swoją dłonią, a teraz będzie mnie wspierał swoją modlitwą, bo ja mu nieustannie o tym ”przypominam”, odkąd odszedł do Domu Pana.
Chwała Ci Panie za to, że jesteś, że mnie stworzyłeś i wybawiłeś od śmierci wiecznej.
Allelluja! Jezus żyje!
Joanna
= = = = =
Świadectwo 4 (sierpień 2013)
Czy Pan Jezus obecny jest w moim życiu? Tak, jest obecny. Jest Osobą, z którą żyję na co dzień. Jest częścią mojego ja, jest obok. Ale nie z boku, czyli mniej ważny, tylko jest częścią mojej rodziny, jest jej członkiem. Mijają dni, tygodnie, miesiące w uwielbieniu dla Pana. I nagle przychodzi cios, wielkie cierpienie, na które nie jestem gotowa. Bunt.
„Panie dlaczego ja, przecież Cię kocham. Nie zgadzam się, że tak musi być, bo taka jest wola Twoja Panie. A gdzie moja wola, moje pragnienia? To jest moje życie i wiem najlepiej, co mi trzeba.”
Bóg mnie kocha, Tak? Zsyłając na mnie krzyż, cierpienie i rozpacz.
„Pytałeś mnie Panie o moje zdanie? Nie chcę takiej miłości, nie zgadzam się z wolą Twoją Panie. Jestem rozgoryczona i rozżalona.” Obraziłam się. Cisza. Mija czas, a My mamy ciche dni. Nie odzywamy się do siebie. Ale ten sam czas leczy też rany, pozwala nabrać dystansu. „Boże, Jesteś? Nie zapomniałeś o mnie? Chciałbyś mi coś powiedzieć? Przemów do mnie proszę. Przecież wiesz, że Cię bardzo kocham. Mówisz, że doświadczasz mnie, bo Ci na mnie zależy. Kochasz mnie i chcesz, bym była lepsza. Chcesz mego zbawienia. W Krzyżu jest wolność. Uf, to wszystko jest dla mnie bardzo trudne. Ale ufam Ci Panie. Jezu, naprawdę bardzo Cię potrzebuję. Chcę Ciebie uwielbiać, o Tobie rozmawiać, chłonąć Ciebie całego. Jezu przybądź do mojego serca, do mojej duszy. Dotknij mnie. Chcę śpiewać hymn na Twoją cześć, uwielbienia pieśni nucić. Cierpienie, Krzyż? Och, to dla mnie zaszczyt znosić to dla Ciebie. Panie , tylko nie sądź mnie moją miarą. I czasem nie obrażaj się na mnie. Ja teraz chce dla Ciebie żyć. Chcę być jasną i radosną. Jak mi lekko. Jezu kocham Cię. Panie, daj mi siłę i moc Ducha Świętego, gdy przyjdzie zwątpienie.
Ilona
= = = = =
Świadectwo 5 (sierpień 2013)
Kiedy byłam bardzo maleńka mama pokazała mi Pana Jezusa (był to duży obrazek w pięknych kolorach) i powiedziała to jest Pan Jezus, który jest już w niebie. Byłam olśniona, taki był piękny. Zapytałam: „Mamusiu, a co Pan Jezus ma na szyi?” Na to mama, że Pan Jezus ma na szyi owieczkę, bo zagubiła się, a On ją wszędzie szukał, odnalazł i przyniósł ją do swojej owczarni. Mama też śpiewała pieśń: „O owieczko moja miła, gdzieżeś mi się zagubiła między dzikie wilki, ale chcemy, żebyś żyła, a na puszczy nie zginęła…” Zachwyciłam się ogromnie i zapytałam: „Mamusiu, to Pan Jezus kocha zwierzątka?” „Oczywiście, kocha zwierzątka, dzieci i wszystkich ludzi.”. Wzruszyłam się bardzo i całowałam Jezusa tuląc go do siebie i mówiłam „Mój kochany Pan Jezusek! Kocham go, bo jest taki dobry, bo kocha zwierzątka”. (Pamiętam, że w tamtych czasach nie dbano tak o kotki, pieski, tak jak teraz, raczej były źle traktowane, a ja bardzo to przeżywałam). Potem zabrał ktoś obraz z moim Jezuskiem, a Jego obraz w moim sercu przyblakł. Myślę, że stało się to też za sprawą mojego ojca, który w miarę jak rosłam odrzucił mnie mówiąc, że nie jestem już jego ukochaną córeczką, bo boginka mnie podmieniła (zaczęłam ojcu pyskować).
Idąc z mama do kościoła w dniu pierwszej komunii św., zatrzymała nas stara kobieta, która po zapytaniu się, czy idę do pierwszej komunii św. zrobiła mi na czole znak krzyża. Wystraszyłam się bardzo i przez cały dzień czułam pieczenie i doznałam ogromnego niepokoju. Odtąd nie byłam już tym samym dzieckiem, buntowałam się i byłam bardzo niespokojna i często płakałam. Dzisiaj myślę, że zostałam naznaczona cierpieniem, od którego potem przez całe życie chciałam się uwolnić.
W tym czasie moja mama miała problem z moją starszą o 14 lat siostrą. Bardzo modliła się na różańcu. Do modlitwy włączyła mnie i brata. Zawsze klęczeliśmy. Ojciec stawał się coraz bardziej oschły i Bóg wydał mi się bez serca, poczułam się odrzucona przez mojego ojca i przez Pana Boga. Lata mijały, a ja coraz bardziej bałam się Pana Boga. Stwierdziłam, że jest On sprawiedliwy, ale surowy, za dobre wynagradza, a za złe karze. Wydawało mi się, że raczej zasługuję na kare, wiec Go unikałam. Przestałam nawet chodzić do kościoła. Poprawiło się to nieco po ślubie. Z córeczkami chodziliśmy do kościoła i byłam bardzo szczęśliwa. Z czasem mąż popijał coraz więcej i coraz gorzej mnie traktował. W domu zapanował chaos. Podejmowałam złe decyzje, które coraz bardziej mnie raniły. Będąc w stanie błogosławionym straciłam moją ukochaną mamę, z czym nie mogłam się długo pogodzić. Cierpiałam razem z dziećmi, i nie mogłam znaleźć z tego wyjścia. Do tego w krótkim czasie doszły nagłe śmierci mojego brata, bratanka i koleżanki, a następnie 4 kolejne najbliższe mi osoby zmarły. Poczułam się bardzo zraniona i nieszczęśliwa. Pan Bóg postawił na mojej drodze kobietę, świadka Jehowy, która okazała mi wiele serca. Od niej zaczęłam pożyczać książki o Bogu, gdyż mówiła mi, że poznała prawdę. Czytając poczułam ogromny głód Boga. Zapragnęłam miłości Jezusa i Maryji. Było to moje przebudzenie. Odkryłam, że bardzo się od Boga oddaliłam i bardzo mi Go brakuje.
24 lata temu poznałam ludzi, którzy chodzili do Odnowy w Duchu św. i na Al.-Anon. Mówili mi o modlitwie i o tym, że Jezus uzdrawia. Z powodu moich chorobliwych lęków zwlekałam jeszcze kilka miesięcy, zanim zjawiłam się na spotkaniu modlitewnym. Kupiłam zaraz Biblię i zaczęłam czytać Słowo Boże. Byłam zachwycona i odkryłam mojego Jezusa z dzieciństwa. Stał się MIŁOŚCIĄ mojego życia. Zaczęłam czytać książki o moim Panu i sprawiało mi to ogromną radość. Pan stopniowo zaczął mnie uzdrawiać. Najpierw zmienił hierarchię moich wartości. Było to bardzo bolesne, ale Pan Bóg mnie pocieszył dając mi w zamian swoją miłość. Widzę, że przez cały czas Bóg oczyszcza mnie od moich złych przywiązań (najpierw zabrał mi papierosy). On uczy mnie pokory i pomaga mi pozbywać się mojej pychy. (Mama zawsze mi mówiła: „Pokora niebiosa przebija”. Wówczas się denerwowałam, ale potem zaczęłam się zastanawiać nad tym, co to jest ta pokora.) Pewnego dnia powiedziałam; „Panie, ja nie chcę oglądać głupich programów w telewizji. Uwolnij mnie od tego zniewolenia.” I Pan mi to zabrał. Teraz oglądam Telewizję Trwam i słucham Radia Maryja, bo tam są ciekawe katechezy, przez które bardzo wzrastam i wyciszam się. Ponadto doznałam wielkiego uzdrowienia wewnętrznego i Pan obdarzył mnie łaską przebaczania. Właściwie, to On przebacza w moim sercu ilekroć jestem zraniona.
Nadal regularnie modliłam się i czytałam Słowo Boże. Pewnego dnia, podczas modlitwy Pan uczynił mi coś niezwykłego. Poczułam się cała zanurzona w Jego ogromnej miłości i odkrył przede mną piękno stworzenia. Zaczęłam na nowo cieszyć się wszystkim; ludźmi, przyrodą, którą od małego dziecka kochałam, a wcześniej szatan mi to zabrał. Zobaczyłam, że szatan istnieje naprawdę i znów będzie chciał mi to wszystko odebrać. Mój mąż nadal pije, a dzieci dorosły i wchłonął ich zły świat. Ja czuwam dalej na straży mojego ogniska domowego razem z Maryją, różańcem w ręku i Michałem archaniołem. Codziennie zanoszę na ołtarz mojego Pana, do tronu Jego łaski, moje dzieci, mojego męża, moje rodzeństwo. Wszystkich, których mi Pan postawił na drodze mojego życia zawierzam Panu. Codziennie błogosławię każdemu, odmawiam egzorcyzmy i zanurzam ich w Przenajświętszej Krwi Chrystusa. Maryję i Józefa proszę o opiekę i wsparcie, abyśmy kiedyś wszyscy znaleźli się w objęciach Jezusa i wiem, że moja kochana Mateńka tego dopilnuje.
Od 2010 roku Pan obdarzył mnie radością odmawiania różańca i adorowania Najświętszego Sakramentu. Biegnę do kościoła i czas zatrzymuje się dla mnie w miejscu. Trwam przy moim Panu. Staram się codziennie uczestniczyć w kościele lub wysłuchać w radio mszy św. Zawsze na mszy św. przyjmuję Komunię św. Jest dla mnie bardzo ważne. Bez tego jestem niczym i upadam na duchu. Szatan atakuje mnie coraz bardziej. Mam mnóstwo dolegliwości fizycznych i nie mogę przyjmować leków, bo bardzo mi szkodzą. Używam oleju egzorcyzmowanego i wody święconej i to mi pomaga. Zawsze wtedy uwielbiam Pana. Dostałam też łaskę dziękowania za cierpienie. Łączę to cierpienie z cierpieniem mojego Pana i ofiaruję za zbawienie moich bliskich i wszystkich ludzi. Jestem głęboko wdzięczna Panu, bo pozwolił mi poznać tajemnicę swojego krzyża. Jestem radosna w moim cierpieniu. Wiem, że tylko w cierpieniu pozbywam się złych przywar.
Pan w każdej sytuacji poucza mnie i daje mi łaskę zawierzania. Nie żyję jak dawniej w ciągłym strachu bojąc się śmierci mojej i moich bliskich. Mówię Panie, jak umrę, to najwyżej znajdę się u Ciebie i to dopiero będzie RADOŚĆ moja i Twoja. Dużo się śmieję i płaczę.
Panie, ja pragnę zobaczyć Twoją chwałę w moim życiu. Ty mnie doświadczasz, aby mi pokazać jak pięknie mnie z tego wyprowadzasz i zawsze widzę, że dbasz o mnie jak o lilie i o ptaki. Mam, co mi potrzeba i nawet więcej. Pan mówi do mnie, że najbardziej jest mi teraz potrzebny pokój. Ten pokój daje mi szczęście. Dostałam od Boga wszystko; Wiarę, Nadzieję i Miłość i cokolwiek teraz robię, to na Jego Chwałę z dziękczynieniem w sercu. Bogu niech będą dzięki za to wszystko. Amen.
Władzia
= = = = =
Świadectwo 6 (sierpień 2013)
Choruję psychicznie, na schizofrenię. Od pewnego czasu lepiej znoszę chorobę i cierpienie. Dawniej użalałam się nad sobą. Mówiłam, że trudno mi dźwigać krzyż dnia codziennego, a przecież, nie ma wiary bez zmartwień, cierpień i krzyża. Jestem radośniejsza, mam mniej lęków. Dawniej też źle się modliłam, prosząc, by mnie i mojej rodzinie Pan oszczędził krzyża. Jako chrześcijanka powinnam bez narzekań znosić swe cierpienie, bo wiem, że Jezus jest żywy i nie może być połowicznego stawiania czoła przeciwnościom.
Mam jeszcze wiele do zrobienia, wiele zadań doskonalących duszę i ciało przede mną. Nie chcę tylko połowicznie należeć do naszego zbawiciela, ale całkowicie się Mu oddać i podążać za Nim.
Tak jak wiosna, która nadchodzi przypomina okres Zmartwychwstania, tak ja pragnę Zmartwychwstać na nowo w Panu Naszym.
I.L.
Kolejne świadectwa wkrótce.
Spotkania naszej wspólnoty charyzmatycznej w każdy piątek o 18.45 w salce pod schodami, za wyjątkiem 2-go piątku miesiąca, gdyż wtedy mamy w kościele u Św. Katarzyny wspólnotową mszę świętą i modlitwy za nasze miasto. Dodatkowe spotkania z modlitwą wstawienniczą dla potrzebujących w każdy poniedziałek po wieczornej mszy świętej. Wszędzie jest wstęp wolny dla każdego. Przyjdź i odpocznij przy Panu.
|